Poniewaz tak jest latwiej ... 21 Jan 2010
Nowe wpisy beda kontynuowane tutaj. Prosze przeslij porsbe o zaproszenie a z checia dodam Cie do listy czytelnikow.
Zagubilem sie - czesc 1... 21 Jan 2010
Zagubilem sie. Zagubilem sie w lesie, nie... w grocie... Nie
tez nie - cos na ksztalt groty ale od poczatku. A bylo to tak:
Pewnego dnia szedlem sobie przes las wesolo pogwizdujac, jak sie nazywa pokrycie
lesne?... aha, ta... no - sciolka. No wiec szedlem sobie przes las, stopy
delikatnie zapadaly sie w sciolce, slonce przeswitywalo przez sosnowe galazki
a w poblizu slychac bylo pocwierkiwanie ptakow... Mysle, ze widzisz juz obraz
ogolne szczescie wewnetrzne. Pewnie, ze sie troche stresowalem chodzac
tak bez mapy lub kompasu ale to uczucie gdzies siedzialo pogrzebane pod koldra
puszystego szczescia. Problem w tym, ze przykrylem sie tym szczesciem pod
czubek glowy i za cholere nic nie widzialem. Mnie tez nikt nie widzal. A ja
niczym male dziecko siedzialem sobie pod koldra niczym wniebowziety.
W rzeczywistosci jednak nie cierpie przykrywac sie koldra po czubek glowy bardzo nie komfortowe... lubie tez spac na srodku pokoju... zaraz, zaraz... lubilem... zdalem sobie wlasnie sprawe, ze juz chyba nie.. zastanowie sie nad tym bo to cos znaczylo ale odbiegam od tematu. No wiec ide sobie caly w skowronkach i widze, w oddali przesuwa sie postac, a moze tylko mi sie wydaje. Promyki slonca maluja przepiekne radosne wzory na otaczajacych mnie pniach konca lasu nie widac.
Nagle z oddali slysze wolanie. Na poczatku malo co sie przebija przez moja koldre ale wychyliwszy glowe zdaje sobie sprawe, ze faktycznie ktos wydaje dzwieki. Moje szczescie stygnie powoli wraz z wychylona wlasnie na swiatlo glowa. Ktos mi kiedys powiedzial ze trzydziesci procent ciepla czlowiek traci przez glowe. Ubytek w szczesciu byl wiec znaczacy. Chce je zatrzymac ale glos swidruje mi w glowie. Udaje sie w kierunku skad dobiegal i nagle BAH! - wpadam w jakas szczeline w ziemi. Przez ta koldre nie widzialem co mam pod nogami. Patrzac w gore oceniam ze nie jest ani za duza nie ani za mala w sam raz bym sie w nia zmiescil. Wiec sie zmiescilem. I z glebi tej szczeliny dobiega mnie dzwiek... Dziwny dzwiek. Nie wiem czy to placz czy smiech. Nieco sie wacham ale pakuje sie w glab bo wrodzona ciekawosc nie da mi o tym pozniej zapomniec.
W srodku panuje ciemnosc i wilgoc, w powietrzu unosi sie zapach ziemi. Czuje sie troche jak na przedsionku do swiata umarlych. Sam nie mam pojecia jak wyglada taki przedsionek ale tak go sobie wlasnie wyobrazam. Nie wiem tez czy trzeba na przyklad wytrzec tam buty. Ja nie wytarlem. A szkoda poniewaz daloby mi to czas na zastanowienie sie. Chce zawrocic ale ciekawosc kaze mi isc dalej notatka dla siebie: Nie sluchac ciekawosci. Zaglebiam sie coraz dalej i smiech lub placz staje sie coraz bardziej wyrazny. Zaczynam sie niepokoic bo jeszcze kilka krokow i zupelnie nie bede wiedzial jak wyjsc z tego labiryntu. Czasami czuje sie jak idiota. Na przyklad teraz: z kazdym poznanym zakretem zapominam te poprzednie... moj umysl jest w stanie zapamietac ich jedynie kilka. Dziesiesc? pietnascie moze. Nowy zakret i BRZDEK! - z glowy wylacial mi ten z poczatku kolejki. No ja nie moge!
Powoli intuicja podpowiada mi hmm... Na twoim miejscu
to ja bym sie wycofala... Jasne, ale nie jestes na moim
miejscu odpowiadam. Przez chwile zastanawiam sie nad tym co wlasnie
powiedzialem. Nasluchuje intuicji ale chyba nie zalapala mojej wpadki. Przeciez
jest na moim miejscu. Po kilku godzinach marszu czuje, ze juz sie chyba zgubilem
nie mam pojecia jak znalezc droge z powrotem a przeciez nie przewidzialem,
ze tak dlugo mi zejdzie w tej cholernej dziurze i po co ja tu wlazilem?
Dobra, przyznaje intuicji mialas racje wychodzimy.
- Ciekawe jak idioto przeciez, wiem, ze nie znasz drogi... Dobra niech
ci bedzie, ja jeszcze pamietam poprowadze cie tym razem. Grales kiedys w sneak'a?
- Gralem
- To dobrze, spodoba ci sie.
No wiec sluchajac glosu intuicji zaczynamy sie wycofywac - "wezykiem, wezykiem" podowiada intuicja. Jest juz nas zatem dwoje moja najlepsza kumpela ta Intuicja strasznie sie ciesze, ze ja poznalem. Nagle gdzies z oddali slysze wyraznie Pomoz mi!
... what the fuck? mysle sobie tam jest ktos kto
mnie potrzebuje. Zawracam z zawracania.
- Ej oddzywa sie Intujcja dokad?
- Musze odpowiadam tam ktos jest!
- Przestan, to echo. Ja nic nie slysze.
- jak to nie slyszysz - glucha jestes? odpowiadam i ruszam w kierunku
glosu.
Jest ciemno i wilgotno jak przedtem, na dodatek zrobilo sie
zimno a moze koldra ktora bylem opatulony juz nie grzeje jak wczesniej. Prawde
powiedziawszy zdaje sobie sprawe, ze nie potrafie jej nawet znalezc. Teraz
slysze juz wyraznie smiech... a moze to jednak lkanie? Cholerny poglos
nic nie moge zrozumiec.
Dobra - odzywa sie intuicja ostrzegam cie, mam pamiec lepsza niz ty
ale tez ograniczona, jeszcze chwila i sama nie bede wiedziala jak ztad wylezc
wtedy obydwoje bedziemy w dupie.
Zatrzymuje sie i biore pod rozwage slowa intuicji. Musze powiedziec, ze troche
zajmuje zanim udaje mi sie ja przekonac. Musze tez powiedziec, ze niedobrze
z tym sie czuje. Dla uspokojenia jej i siebie postanawiam na wszelki wypadek
zostawiac znaki po drodze. Nie wiele mam na sobie ale odtargane strzepki ubrania
zawieszam na czym jest to mozliwe jezeli sie dobrze przyjrzec to nawet
je widac. Tak sobie przynajmniej wmawiam.
- Mow mi Jas - puszczam oko w jej strone.
- Milo mi jestem Malgosia podejmuje gre Intuicja
- Zjadlbym cos. Nie jestes glodna?
- Nie, najadlam sie.
- Czym? pytam
- Twoim strachem.
- Naprawde? Zazdroszcze ci a jak to smakuje?
- To nie ma smaku odpowiada Intuicja - Ma konsystencje.
- Konsystencje?!
- No tak, to troche jak - zamysla sie - jak szampan bez zapachu i smaku. Ale
jest dosc ciezko strawne niedobrze mi teraz.
- Czyli jak woda z babelkami?
- Nie, chyba zreszta i tak nie zrozumiesz wiec co ci bede tlumaczyc
odpowiada mi.
Nie lubie sie klocic z Intuicja. To dziwne uczucie jakbym dzialal
wbrew sobie. Zupelnie nie logiczne. Jednak z drugiej strony czuje, ze powinienem
sluchac...
Teraz jednak slysze glos, nie zostawiaj mnie, potrzebuje cie!
zaczynam biec do przodu po omacku... Stoj! krzyczy ledwo za
mna nadazajac Malgosia - Intuicja. Nie slysze i biegne dalej. Biegne i biegne
i czuje, ze jestem coraz blizej. W powietrzu wyczuwam zgnilizne.
- O, juz... dyszy Malgosia
- Co juz?
- Zgubilam sie odpowiada.
- O kurwa!...
- Mowilam Ci przeciez to nie sluchales.
Trudno - mysle, teraz i tak nie mamy wyboru. Idziemy wiec w kierunku glosu.
Nie wiem jak dlugo juz tu jestesmy czas plynie tu inaczej. Wloczymy
sie w kolko bez sensu. Glos cichnie a my przystajemy by troche odpoczac. W
srodku zaczynam sie bac.
- Hep! slysze.
- Co mowilas?
- Mowilam, ze mam dosyc przestan sie bac jakos to bedzie...
- Tak wiem, znam ten kawal odpowiadam.
Siadam zrezygnowany. Slysze smiech, ktory doprowadza mnie do szalu bo nie
moge dojsc jego zrodla. Slodki, smiech wydaje sie... slodki ale jest
w nim jakas nieczysta nuta, cos jakby... nie moge polozyc na tym palca ale
cos jest w nim nie tak.
- Siemanko! slysze nagle.
- A fy fto jeftes? pyta Malgosia
- Nie gadaj z pelnymi ustami, to nie kulturalne strofuje Intuicje.
- Jestem Instynkt a wy?
- Jestem Ja pomijam s i podaje reke. Instynkt samo
brzmienie tego imienia wzbudza zaufanie.
- Malgosia... przepraszam Intuicja.
- I co tu robicie wygladacie zalosnie.. No, moze nie ty Mal.. Czy ja
cie przypadkiem skads nie znam... I jak cie mam wlasciwie nazywac?
- Mow mi Intuicja mam dosc tej dziecinady. Same problemy. Hep... Niedobrze
mi.
- Co sie stalo pyta Instynkt
- Dluga historia mowiac w skrocie, podazalismy za glosem... - ty podazales
- wtracila sie intuicja...
- Tak ja podazalem. Zgubilismy sie i nie mam zielonego pojecia gdzie jestesmy...
- Ja wiem przerywa mi Intuicja
- To czemu mi nie powiedzialas?
- Bo ty tez wiesz...
- Nie wiem, moze podzielisz sie informacja? w moim zmeczonym umysle
rodzi sie nadzieja.
- W dupie odpowiada Intuicja i jestesmy tu przez ciebie.
No tak, moglem sie przeciez tego sam domyslic. W sumie to ma racje i nie chce
sie klocic ale zaczyna mi ciazyc, ze nas w to wpakowalem. No przeciez chcialem
dobrze... Faktycznie sam juz zaczynam zapominac co ja tu robie.. nie widze
celu. Ach tak Glos weszlismy przeciez za glosem.
- Za glosem? dziwi sie Instynkt
- No tak Glos, nie slyszysz go?
- Nie... Wiesz co? odzywa sie Instynkt - nie powinienes tak wlazic
za byle glosem.
- Fo famo mu caly fas mofie oblizuje place Intuicja
- A ja ci mówie nie gadaj jak jesz.
- hep!
- Dobra, przestancie sie klocic jak chcecie z tad wyjsc calo to was
wyprowadze, znam droge bo bylem juz tu kiedys wczesniej - sie wie! - pochwalil
sie Instynkt. - Zreszta nie chcecie tu zbyt dlugo byc.
Przestaje sie bac. Intuicji tez jakos poprawia sie humor. Nie ma to jak trojka kompanow od razu lepiej. Fajny ten Instynkt ciesze sie, ze go poznalem.
- No to jak jestescie gotowi to i zabierajmy sie z tad. Im wczesniej tym lepiej. Nieoczekiwanie wraca mi humor. Wydaj sie, ze znowu wiem co robie.
- W kupie razniej potwierdza Intuicja ale tez
blisko dupy... dorzuca po zastanowieniu. Parskam smiechem mimo woli.
- Dlugo tak zamierzacie sie wyglupiac ? nie moge poswiecic wam przeciez
calego czasu. Chodzmy z tad pospiesza nas Instynkt. Zatanawiam sie
co ma na mysli mowiac z tad.
- Kiedys ci opowiem, teraz i tak nie zrozumiesz odpowiada instynkt
i zaczyna nas prowadzic.
Musze przyznac, ze jest bardzo tajemniczy nie mowi wiele ale wydaje sie, ze wie duzo i jest bardzo pewny siebie. Mijam strzepki rozwieszonych ubran i zdaje sobie sprawe, ze prawie nic na mnie nie zostalo. Niczym zimny pot oblewa mnie wstyd. Zaraz, zaraz, czy ja nie rozwiesilem ich wiecej? Idziemy w milczeniu przez jakis czas. Z calej tej monotonii mijanego krajobrazu zaczynam rozmyslac...
- Potrzebuje cie, nie zostawiaj mnie, ja kocham cie!...
wyraznie slysze i zatrzymuje sie. Czy mi sie wydawalo czy slysze juz dwa glosy?
- Czy juz zwariowalem?
- Co sie stalo? pyta Instynkt
- Ten Glos nie slyszycie? pytam - przeciez jest tak mocny!
- Ten znowy to samo, lepiej go trzymaj mowi Intuicja
- Nie, naprawde slysze go, jest straszenie silny!
I tak jest naprawde, ten glos dobiega zewszad, otacza mnie, czuje, ze jest
blisko i jednoczesnie daleko. Czuje w nim radosc i smutek, zal i rozgoryczenie.
Czuje w nim nadzieje i rozczarowanie... To by nie smakowalo Intuicji. Zaloze
sie, ze to ma smak. Glos nie potrafie sie mu oprzec. Jest przeszywajacy.
Zatrzymuje sie, glos cichnie jakby.
- Sluchaj mowie do Instynktu jak dobrze znasz to miejsce?
- Dosc dobrze. Czemu pytasz?
- Bo czuje, ze jestesmy blisko potrafie prawie wskazac kierunek z ktorego
dobiega musze to sprawdzic. Po prostu musze.
- Ja bym odpuscil na twoim miejcu zaufaj mi.
- Uf, uf... odezwala sie Intuicja
- Ha, ha Bardzo smieszne! obruszyl sie Instynkt.
- Nie, to nie to po prostu on zaczyna sie znow bac a ja juz naprawde
nic wiecej w siebie nie wcisne.
- Wiem, przepraszam ale... ten glos... czuje, ze musze za nim podarzyc. Bo
widzisz, ja naprawde cos widzialem, cos, kogos tam na zewnatrz miedzy
drzewami i mysle, ze ma to jakis zwiazek.
- Dobra ale musze cie uprzedzic do momentu jak was tu znalazlem znam
ten teren dosc dobrze ale sa rejony w do ktorych nie odwaze sie zapuszczac
jakos nigdy mnie tam nie ciagnelo.
- Co probujesz przez to powiedziec?
- Probuje powiedziec, ze nie znam tego miejsca na wylot nie wszedzie
tu bylem i jak znowu przesadzisz to wrocimy do punktu wyjscia... ale nie tego
o ktorym myslisz. Czuje, ze im bardzie kieruje cie w strone z której
przyszedles tym bardziej ty chcesz biegnac za jakims glosem... Jestes trudny
wiesz?
- Dobra, bede pamietal uspokajam go - ale teraz chodzmy dluzej
juz nie wytrzymam.
Tak, naprawde to mam dziwne uczucie. Czuje, ze wiem co robie ale ciagle nie ma efektu, scigam glos ktory pojawia sie i znika czuje strach a jednoczesnie strach pcha mnie do przodu problem w tym ze nie wiem gdzie jest ten przod. Nie posluchalem Intuicji a teraz sprzeciwiam sie Instynktowi. Nie jest dobrze. Okropnie mi to miesza w glowie. Ciagnie mnie by opuscic to miejsce... Czuje, ze powinienem wyjsc ale czuje tez, ze musze odnalesc ten Glos. Przystaje, chwyta mnie nagle dziwne klucie w klatce... Minie. Musze isc dalej. Jestem juz tym wszystkim zmeczony. Jestem zmeczony brakiem slonca, powietrza, ptakow, drzew, przestrzeni... Przystaje. Instynkt i Intuicja probuja mnie ciagnac za rece do tylu ale ja wciaz slysze ten glos. Bol rozrywa mi klatke. Swidruje mi w glowie, robi sie nie do zniesienia. Co sie ze mna dzieje? Upadam na kolana ale jakos wciaz czolgam sie dalej wlakac za soba uwieszonych do nóg moich swiezo poznanych towarzyszy. Chce by przestalo mnie bolec. Musze, po prostu musze to odnalezc.
- Ups!... wypsnelo sie Instynktowi
- Co sie stalo?
- To co sie mialo stac odpowiedzial Intstynkt
- Nie wiesz gdzie jestesmy? pytam z niedowierzaniem.
- Wiem - odpowiada Instynkt ale wcale mi sie to nie podoba.
- No to w czym problem? przeciez wiesz gdzie jestesmy...
- Tak wiem... A ty Intuicjo?
- Hm.. niech pomysle - W dupie? zgaduje Intuicja.
- Bardzo dobrze... Zadowolony jestes? Bo nie wygladasz zwraca sie do
mnie.
- Mowilam ci, ze tak sie skonczy...
Nie slysze juz jednak tego. Glos przeszywa mi wnetrze i zaciska sie na... Chwytam sie za piers... I nagle wiem.
- Przestancie! - krzycze.
Instynkt i Intuicja patrza wpierw na siebie a pozniej na mnie.
- No i?
- Podaj mi reke zwracam sie do Intuicji klade jej dlon na swojej
piersi. Z poczatku oponuje ale po chwili widze jak jej oczy sie rozszerzaja.
Zastyga w bez ruchu.
- Slyszysz? pytam.
- Slysze szepcze a po jej policzkach zaczynaja plynac lzy slysze...
ja... glos jej sie zalamuje.
- Czy chcesz powiedziec, ze ten glos plynie z... wtraca zaskoczony
obrotem sprawy Instynkt.
- Serca...? chciales zapytac tak, on plynie z mojego serca.
- Pokaz mi to.
- Nie rob tego powstrzymuje go Intuicja nie rob sobie tego.
- Hej, zapominasz kim jestem? wiem co robie Instynkt ostroznie
zbliza sie do mnie.
- Ja tez tak myslalam...
Odsuwam reke Intuicji i czuje jej palce na moim policzku chyba po raz pierwszy widze, ze sie o mnie naprawde martwi. Siegam do wnetrza i wyciagam Serce... I rozlega sie Glos... Ono placze, wyraznie to slysze. Placz plytnie z rozdartej rany posrodku mojego serca. Nie, On nie plynie buchnal fontanna nut i teraz powoli skapuje na pieciolinie podlogi probuje go uciszyc ale nie potrafie. Widze, ze Instykt tez bardzo sie zmartwil nie placze ale na jego twarzy maluje sie dziwny obraz. Nie potrafie go opisac.
- Wiesz nigdy nie widzialem rozdartego serca przyznaje
sie to bardzo smutny widok.
- Przepraszam was Nie wiedzialem... to wszystko moja wina nie
powinienem was w to wciagac.
- To ja przepraszam, ze cie nie powstrzymalam teraz rozumiem, ze nie
moglam takiej sile sama nie moglabym sie oprzec
- Instynkt stoi ale wyraznie widze, ze go zatkalo i nie wie co powiedziec.
Widze jednak jak jest mu glupio patrze mu w oczy i daje do zrozumienia,
ze nie musi nic mowic - Ja rozumiem. To nie jego wina.
Ogarnia mnie wstyd oto jestem tu. Nie wiem gdzie jest
tu, jestem prawie nagi, w rece trzymam swoje zlamane Serce a moi dwaj towarzysze
zgubili sie razem ze mna... Chce z tad uciec.
Z oddali dobiega mnie stlumiony smiech... Smiech. Ten sam smiech, ktory slyszalem
na zewnatrz.
"Dlaczego mi to robisz?" - Tak to ten sam glos ale
nie plynie on z serca. Nie moge w to uwierzyc! Jednak na dzwiek tego glosu
z rany tryska fontanna smutnego dzwieku. Patrze w niedowierzaniu na krecace
sie jak upuszczone miedziaki nuty i czuje jak na moje oczy napiera ocean lez.
- Czesc! Ja jestem Strach! wypelzl z ciemnosci glos a za nim wielkie
oczy.
I wtedy pierwszy raz zobaczylem ze Intuicje doslownie zatkalo.
Cdn...
I am out of canvases... 19 Jan 2010
I had to paint over one of my previous painting.
It was a picture of a woman with her legs wide spread, she was lying on the
bed, the guy's head in between her tights. In the background you could see
five doors - a bit like in a... well you know the room with one way mirrors...
and red drapes... how do you call this place? - Oh, you know, the place where
you can see the girl but she cannot see you because of a mirror.
Anyway, in those doors frames they were for silhouettes of a same man. Four.
The fith one was a mirror in which you could see the woman's face. Oh, yes
- always keep the face. The irony.
The story was that this woman has been unfaithful to her partner for five
months at the time this painting was done. With each door symbolizes the particular
month - March, April, May, June, July... you get a picture. It was also a
metaphor to a game - a card game and to be specific: a poker game - five cards
obiously but there is not so much about cards but the face and bluff or lie
some may say. Some lose all they have. Some win a fortune. The big game. The
gamble.
The one way mirror is also has it's meaning but I guess you already know this.
I liked the way this story was told - I like the many things about this painting.
But I had to paint over it.
It was out of date and I did not feel like to paint the whole deck now.
But one day... One day perhaps I'll come back to this with a fresh view.
Because even the most disgusting?/passionate?** thing can become an art.
**(whichever you prefer- depends on where you are at the time - are you between the legs or behind the mirror?)
An Elephant... 11 Jan 2010
Some say elephants never forget...
more
Ach, rozczarowalem sie 04 Dec 2005
Jestem rozczarowany. Nie cierpie byc rozczarowanym - tak ogolnie w imie zasad. Najgorsze co mi sie przytrafia to rozczarowanie ludzmi... more
Sun and x-mas... 04 dec 2005
Todays morning woke me up with a beautiful sun... more
If you have completely nothin else to do... 02 Nov 2005
It's been a while... oh, well. anyway...
Chyba powinienem napic sie kawy - ktora to juz dzisiaj?... czwarta, piata?
4 dni spania po 4-5 godzin nie wychodza jednak do konca na dobre. W koncu
mam nowy projekt i zapowiada sie calkiem, calkiem. Wlasciwie czuje, ze powinienem
cos napisac ale nie do konca potrafie... wiecej
Never go back... 17 Oct 2005
Never go back... wiecej
I znow mi sie przytrafilo... 9 Oct 2005
Piatek. Wczoraj biurowa impeza - dzis wszyscy umieraja. Moze poza Sara, ktora lasi sie do Kierana niczym marcowy kot - rownie dobrze moglaby wywesic transparent z napisem "przelec mnie". Pieprzony Stansted Express - godzina trzydziesci w obie strony. Niedobrze mi sie robi na sama mysl. A jednk pasuja do siebie. Moze jedno piwo po pracy cala brygada, moze jedno... dwa... trzy... wiecej
Da Vinci... 9 Sep 2005
Umowilem sie dzis z Lukiem. Spotkanie "po latach" - zawsze je lubilem. Kilka drinkow na rozgrzewke w starych miejcach i bylismy gotowi by cos zjesc. Udalismy sie w kierunku jadlodajni - tym razem to niezwykle sympatyczna pizzeria w moim sasiedzwie. Przeskakujac kaluze krwi - doslownie - szlismy ciemna high street jako jedyni biali w zasiegu nie najlepszego juz o tej porze wzroku...wiecej
I znow jest kolorowo... 7 Sep 2005
Znow sie zakochalem. Wlasnie poszedlem kupic kanapke kiedy pojawila sie Ona. Sliczna po prostu - troche dziecinna i zawsze usmiechnieta buzia, znajoma jakby z kad inad a jednak nie do konca. Siedze teraz i rozkoszuje sie ta chwila. Jutro moze juz jej nie bedzie - chwili znaczy... wiecej
Czas na pisanie... 6 Sep 2005
Skad ludzie biora czas na pisanie? - ale powaznie. Ci wszyscy co prowadze regularne dzienniki w ktorych to opisuja co sie wydarzylo w ich zyciu, do jakich to wspanialych przemyslen doszli pod wplywem chwili. Potrafia opisac kazda zmarszczke na niedoprasowanej koszuli wraz z historia ktora sie za tym kryje - wiecej
a mialy byc zdjecia... 31 Aug 2005
Ogolnie jakos nie chce mi sie siedziec przy kompie. Ostatnie kilka dni spedzilem przy szkicowniku wsrod walajacych sie wokolo kawalkow formatu a3 i a4 z rekami pokrytymi gruba warstwa olowkowego grafitu - kilka pomyslow zrodzilo mi sie w glowie - tylko farb jeszcze brak. To ciekawe jak frustrujace potrafi byc zwijanie papierosa kiedy wlasnie umyjesz rece... wiecej
Eureka Street... 28 Aug 2005
"...Poslyszalem jak ktos wola Ruth. Zatrzymalismy sie. Jednego z jej kolegow ladowano wlasnie do suki. Twarz mial zalana krwia, ale chyba bardziej przerazil go widok Ruth w moim towarzystwie. Zawolal jeszcze raz i zniknal we wnetrzu wozu. Ruth zrobila krok, ja natomiast tkwilem w miejscu.... wiecej
Gory i chmury 22 Aug 2005
Troche zwariowany wyjazd w szkockie gory wlasnie dobiegl konca. Staje sie chyba niedowiarkiem - jeszcze wczoraj nie moglem uwierzyc, ze tam jestem a dzis, ze to juz koniec... na czas jakis rzecz jasna. Wyjechalismy w nocy z srody na czwartek i po 10 godzinach spedzonych w autobusie bylismy na miejscu... well sort of... wiecej
Niebezpieczne zwiazki 16 Aug 2005
Dziwne ostatnio rzeczy zaczynam robic. Dzis pierwszy raz pije herbate z mlekiem - pierwszy od czasow dziecinstwa - a te juz tak daleko. Przypominam sobie ten smak - brak tylko kostki cukru by oslodzic ja troche ale i tak mi smakuje. Wczoraj wypalilem cygaro, ktore podarowal mi Merino... dzis nie pale juz nic i po tym doswiadczeniu chyba jeszcze dlugo nie bede. Balet.. .wiecej
Smak NYC 12 Aug 2005
Wieczor. Pozna kolacja, kilka Nostro Azzuro - smiech. Pozniej przypadkowe spotkanie. On - z czarna dusza, jazzman - gra na trabce, spi na ziemi, pogrywal z Lamb a jego apartament w starym ex-council block to pare wzmacniaczy, mac, pc, 3 zestawy klawiszy i fantastyczna, stara podloga... wiecej
Test na stres 07 Aug 2005
Umowilem sie dzis z Luke'em na Angel - biedny chlopak zatrzasnal sobie drzwi od mieszkania. W drodze na obiad natknelismy sie na intrygujacy napis >FREE STRESS TEST< co jak na niedzielne popoludnie nieco mnie zaintrygowalo. Bylem w wystrzalowym humorze - niedziela, slonce, wlasnie rozpakowale graty i w sercu ciagle myslalem o Marii - czego mozna chciec... wiecej
Przeprowadzka i rzeczy zwiazane 06 Aug 2005
Uczynilem pokoj anonimowym - zajelo mi to cale 2 dni, kolejne dwa spedzilem czyniac drugi mniej anonimowym - nowe mieszkanie jes po prostu....eh, moze pokoj troche maly ale za to mozna w koncu malowac. Wczoraj wieczor pozegnalny Ikera - cale grono hiszpanek - one so po prostu cudownie piekne i sam juz nie wiem czy bardziej na zewnatrz czy od wewnatrz... wiecej
Z wizyta w Krakowie 28-31 July 2005
Ostatnie notki z Krakowa... wiecej